Rozdział drugi

13.5K 501 782
                                    


Zaczynamy prawdziwą historię o złoczyńcy...

Aiden

Rozrywający ból w czaszce, wybudził mnie ze snu, a raczej z agonii. Z każdą sekundą docierało do mnie, gdzie byłem i co się stało. To wydarzyło się kolejny raz. Powoli podniosłem się z trawy, a moje nogi ledwo mnie utrzymywały. Opuściłem spojrzenie na swoje dłonie, były brudne od ziemi i zaschniętej krwi. Nie wiedziałem, gdzie dokładnie się znajduję, ale otaczający mnie las świadczył o tym, że wyjechałem poza Nowy Jork. Odwróciłem się, chcąc znaleźć możliwą ścieżkę, ale mój wzrok napotkał co innego.

Dół. To był wykopany grób.

Nie było w nim kogo, bo on był dla mnie. Wykopałem go własnymi rękoma, licząc na to, że w końcu w nim się znajdę. Co za ironia losu, znów się nie udało. Wsunąłem dłoń do kieszeni spodni w poszukiwaniu papierosów, ale pod palcami wyczułem coś innego. Nie musiałem wyciągać woreczka, by wiedzieć, że znów poleciałem. W mojej głowie rozbrzmiały się słowa Aurory. Cały czas je słyszałem, ból w czaszce nie był spowodowany naćpaniem się, to te słowa nękały mój umysł. „Nie byłeś taki, kiedy ona tu była." Byłem. Cały czas taki byłem, ale wtedy nie byłem sam. Z myśli wyrwał mnie mój telefon, który nagle zaczął wibrować w mojej kieszeni. Świetnie... Nawet go nie wyłączyłem, wyciągnąłem go, a gdy zobaczyłem, kto dzwoni, odebrałem.

– O żyjesz. – Rozległ się głos Isaaca.

– Też mnie to zdziwiło.

W słuchawce nastała cisza, ale Warren nie mógł długo wytrzymać.

– To zabrzmiało, jakbyś...

– Mam zjazd, więc mów szybko – mruknąłem i zacząłem rozmasowywać skronie.

– A ja mam mały problem i potrzebuje twojego portfela.

Zamrugałem na te słowa i zmusiłem się do ruchu, zacząłem iść przed siebie. Z każdą sekundą zaczynałem rozpoznawać miejsce, w którym byłem, wydawało mi się, że przyszedłem ze wschodniej strony...

– Do czego ci mój portfel? – spytałem.

– Gdzie ty, kurwa, jesteś? Słyszę cię, jakbyś był na jakimś zadupiu.

– Po chuj ci mój portfel Warren?

– Okradli mnie.

Co, kurwa?

– Co, kurwa? – Powtórzyłem słowa, które przed chwilą rozbrzmiały się w mojej głowie. – Kto cię okradł?

– To kolejny problem, bo nie pamiętam.

Mój umysł był w strzępkach, a Isaac... On był cały czas sobą. Nie miał pojęcia, że przed chwilą stałem nad grobem, który sam dla siebie wykopałem. Zrobiłem to gołymi rękoma, będąc na skraju. Nie wiedział, że kilka minut wcześniej pragnąłem tam sczeznąć. Zwracał się do mnie tak jak zawsze.

– Weź od Aurory kartę od mojego pokoju, portfel mam ze sobą, ale jakąś gotówkę mam na wierzchu.

– Tu nie chodzi o pieniądze.

– A o co? – Byłem coraz bardziej zdezorientowany.

– W twoim portfelu są moje dokumenty.

– Dlaczego masz swoje dokumenty w moim portfelu? I dlaczego o tym nie wiem? A co najważniejsze, kiedy je tam wsadziłeś?

Wziąłem głęboki wdech, próbując uspokoić złość, która powoli zaczynała rozlewać się po moim ciele. Tak łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. Od zawsze byłem narwany, ale udawało mi się to kontrolować. Teraz nie znałem czegoś takiego jak samokontrola. Furia była mną.

White AgonyWhere stories live. Discover now