Rozdział 11

6.9K 272 17
                                    

David pisał, dzwonił, przepraszał. Wszystko jednak na nic - byłam nieugięta. Zawiodłam się na nim, bo chociaż znaliśmy się dość krótko, to nie oskarżyłabym go o takie szczeniackie zachowanie. A jednak się myliłam i to bardzo mocno. Co prawda upokarzające zdjęcie zniknęło z sieci jeszcze tego samego dnia, ale nie oszukujmy się - kto miał je zobaczyć to i tak już je zobaczył. A ja nie mogłam puścić takiego wybryku płazem. I mogłoby się wydawać, że wreszcie sobie odpuścił, gdy dopadł mnie w szkole, a ja nawet nie uraczyłam go spojrzeniem. Nic bardziej mylnego. Co prawda przez okrągły tydzień nie dawał oznak życia, ale to była tylko cisza przed burzą. 

Siedziałam na łóżku z laptopem na kolanach i przeglądałam w internecie jakieś pierdoły. Jessie i Ami nie było. Od razu po zajęciach poszły na zakupy, a ja zwyczajnie nie miałam na to ochoty. Właśnie natrafiłam na jakiś ciekawy artykuł, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Przewróciłam oczami i niechętnie ruszyłam się z miejsca, by otworzyć. 

- Kurde, dziewczyny! Zacznijcie nosić ze sobą klucze! - przekręciłam zamek i zamaszystym ruchem otworzyłam drewnianą powłokę. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, po drugiej stronie wcale nie było moich współlokatorek. Stał tam David, zasłaniając swoją twarz wielkim bukietem czerwonych róż. Parsknęłam z rozbawieniem i próbowałam z powrotem zamknąć wrota, ale był szybszy. Zablokował stopą drzwi i bez zaproszenia władował się do środka. Splotłam ręce na wysokości piersi i z podirytowaniem zaczęłam mu się przyglądać. Nie powiem, trochę ciekawiło mnie to, co miał mi do powiedzenia. 

- Przepraszam - popatrzył na mnie tymi swoimi szarymi ślepiami, wysuwając w moim kierunku bukiet. Uniosłam do góry brew, ale nie drgnęłam z miejsca nawet na centymetr. 

- Myślisz, że głupie przepraszam załatwi sprawę? - zapytałam, czując rosnącą irytacje. 

- Jeju, Elizabeth! Ile razy mam Ci to jeszcze powtarzać? Strasznie mi głupio, żałuje że to zrobiłem - zaczął się tłumaczyć, uporczywie się we mnie wpatrując - Nie chce przez jakieś głupie zdjęcie stracić z tobą kontaktu! - kontynuował. 

- Jesteś cholernym idiotą - stwierdziłam, przytrzymując jego spojrzenie. 

- Jestem cholernym idiotą - pokornie powtórzył. 

- I świnią  - mimowolnie zaczęłam się uśmiechać.

- I świnią - ponownie przyznał mi rację. 

- Cieszę się, że zgadzamy się w tej kwestii - przejęłam od niego wiązankę, pochwyciłam stojącą na szafce nocnej szklankę i udałam się do łazienki, by napełnić ją wodą. Gdy wróciłam do pokoju, Dav siedział na brzegu łóżka i śledził moje poczynania spojrzeniem. Odstawiłam kwiaty na biurko i nachyliłam się, by je powąchać. Zawsze to robiłam, nawet gdy wiedziałam, że nie pachną. Zanim zdążyłam się obejrzeć, chłopak był już tuż obok mnie. Stanąwszy za mną, oplótł moją talię rękoma i nachylił się, by zacząć składać krótkie aczkolwiek namiętne pocałunki na mojej szyi. 

- To, że ci wybaczyłam nie oznacza, że nie jestem już na ciebie zła - zaśmiałam się, zaskoczona jego nagłym zachowaniem i zrobiłam krok w bok. Westchnął ciężko i popatrzył na mnie z łobuzerskim błyskiem w oku. Zignorowałam to jednak i przycupnęłam sobie na łóżku. Brunet bezzwłocznie do mnie dołączył i powoli zaczął się nachylać, by mnie pocałować. Ja jednocześnie zaczęłam odchylać się do tyłu, chcąc utrudnić mu to zadanie. Warknął z podirytowania i pchnął mnie na pościel, zawisając tuż nade mną. W ten sposób dopiął swego - ograniczając mi możliwość ruchów, wpił się w moje usta. Nie dawałam jednak za wygraną. Wierciłam się i chichotałam, starając się uciec. 

- Przestań! - nakazałam, w dalszym ciągu szczerząc się jak głupia. 

- Przestaniesz być na mnie zła? - zapytał, intensywnie wpatrując się w moje oczy. Zawahałam się nad odpowiedzią, nie do końca wiedząc, czy powinnam mu już odpuścić. Ku mojemu zbawieniu drzwi się otworzyły, a do środka wpadły dziewczyny. Zebrałam w sobie całą siłę i zepchnęłam Davida na bok. 

- Przeszkadzamy? - zapytała Ami, przenosząc wzrok to na mnie, to na szarookiego. 

- Nie, David już wychodzi - odparłam i posłałam jej uśmiech.

- Tak? - zdziwił się, ale już po chwili załapał tą mało delikatną sugestię - Ah, tak! Będę się już zbierał - dopowiedział, musnął mój policzek i ruszył w kierunku wyjścia. Rzucił dziewczynom krótkie cześć, po czym wyszedł. 

- No nieźle, kota nie ma, a myszy harcują... - stwierdziła Ami i odstawiła torby z zakupami na biurko. 

- Pogodziliście się? - zapytała Jess, w międzyczasie przebierając się w luźniejsze ubrania. 

- Tak. Chyba tak - odpowiedziałam, bo chociaż mu przebaczyłam, chciałam póki trzymać go na dystans. Zamyśliłam się na chwilę i wtem uświadomiłam sobie jedną rzecz.

- Skąd David wiedział jaki mam numer pokoju? Nigdy mu tego nie mówiłam - zapytałam bardziej siebie, niż moje koleżanki, ale te zaczęły się uśmiechać. 

- Nasłałyście go na mnie? - popatrzyłam po jednej i po drugiej, ale odpowiedź była oczywista. Zmarszczyłam brwi i odkręciłam twarz, chcąc wyrazić swoje oburzenie.

- Ej, nie denerwuj się na nas. Nie zrobiłyśmy nic złego. Dav sam mnie o to spytał - zaczęła tłumaczyć się Jessie. 

- Zdrajca! - burknęłam, ale dyskusje przerwała nam Ami. 

- Dziewczyny... Mamy gorszy problem - powiedziała z przerażeniem. 

- Hmmm?

- Moi rodzice przyjeżdżają za tydzień zobaczyć szkołę i sprawdzić jak sobie radzę - wytłumaczyła, jakby było to najgorsze zło tego świata. 

- Co w tym złego? - zapytała Jessie, kompletnie nie rozumiejąc Hinduski.

- To, że oni myślą, że studiuję prawo! Nie mogą się dowiedzieć, że jestem na malarstwie. Nigdy nie popierali moich zainteresowań, bo dla nich bycie artystą to nie jest żaden zawód. Po za tym... są dość specyficzny. Jeśli dowiedzieliby się prawdy, na pewno zabraliby mnie z powrotem do Mumbaju! - odparła z żalem i ukryła twarz w dłoniach. 

- O cholera...



Hello, PrincessWhere stories live. Discover now